
Spotkanie z Panem Maciejem Wokanem, artystą rzeźbiarzem
11 grudnia 2024 roku klasy V i OP IV – VI pod opieką Pań: Izabeli Michalik, Anny Szydłowskiej i Tatiany spotkały się z Panem Maciejem Wokanem, artystą rzeźbiarzem, miłośnikiem kamienia, drewna i metalu w jego pracowni, która znajduje się w Bazie pod Ponurą Małpą. Oddaliśmy głos Panu Maciejowi.
Pan Maciej Wokan:
Miło mi, że mogę was powitać w mojej pracowni. Chciałbym wam pokazać, co robię i jak to robię. Na pewno spotkaliście się z moimi pracami w Szklarskiej Porębie. Widzieliście w Galerii Ulicznej sówki, jeże, wiewiórki. Są to malutkie rzeczy, ale wykonuję też bardzo duże rzeźby, tak jak tu widzicie – Duch Gór. To wszystko powstaje w tym miejscu, w mojej pracowni. Zapraszam do środka. Jest tu bardzo dużo różnych narzędzi i rzeźb. Zaznaczam, że to pracownia dla jednej osoby. Na tym metalowym stole spawam, jest on bardzo twardy.
Chciałbym wam pokrótce opowiedzieć, jak zaczęła się moja przygoda ze sztuką. Moim ulubionym przedmiotem w szkole była plastyka, głównie rysunek. Od rysunku wszystko się zaczyna. Aby coś stworzyć, trzeba to najpierw narysować. Wszystko to, co sobie wyobrażę, rysuję na kartonie. Później dobieram różne materiały, które będą mi do tego potrzebne, żeby je pospawać. Metal nie występuje tylko jako blacha. Kupuje się go w hurtowni stali, czyli specjalnym sklepie, do którego jeżdżę, i tam wybieram metal w każdej postaci. W zależności od tego, czego potrzebuję, biorę pręt kwadratowy albo pręt okrągły.
Popatrzcie na tę wiewiórkę. Gdy ją tworzę, potrzebuję okrągłego pręta, troszeczkę blachy, z płaskownika robię czapeczkę, kubeczek i ręczniczek. To wszystko najpierw sobie obmyślam, zapisuję, jadę do hurtowni, a tam proszę o potrzebne mi materiały. Przynoszę tutaj, konkretnie obcinam, łączę za pomocą spawarki. Spawarka to takie urządzenie, które powoduje, że dwa kawałki metalu jestem w stanie jak klejem płynnie złapać i połączyć poszczególne elementy na stałe. Spawarka ma mały minus. Wytwarza bardzo mocne światło, tak mocne, że gdybym nie używał specjalnego kasku z szybką, to odbiłoby się to na moim zdrowiu. Poparzyłbym sobie oczy i twarz. Szybka ma specjalne zadanie. Gdy rozbłyskuje się światło spawarki, szybka szybko się przyciemnia i chroni mnie. Ten sprzęt jest wysokiej jakości.
Dzieci przymierzyły czapkę do spawania i sprawdziły, że przez szybkę naprawdę wszystko dobrze widać.
Z okazji zbliżających się świąt przygotowałem dla was małe upominki – czterolistne koniczynki, które wycinam laserem. Niech każdy tu podejdzie i wybierze sobie jedną. Niektóre muszę jeszcze podszlifować, żeby nie było zadziorów.
Czy ktoś z was myślał kiedyś, żeby zostać artystą? Jeżeli tak, to w Jeleniej Górze – Cieplicach jest Szkoła Rzemiosł Artystycznych, która ukierunkuje wasze działanie. Ja tam się uczyłem na kierunku drzewnym.
Potem zadawaliśmy Panu Maciejowi Wokanowi pytania.
-Dlaczego wybrał Pan metal w swojej pracy twórczej?
Gdy zrobi się coś z metalu, to ten materiał nie pęka jak w przypadku drewna. Dlatego podjąłem decyzję, by pracować z metalem. Kiedy wykonywałem prace w drewnie, cały czas były zgłaszane usterki, czyli pęknięcia, musiałem do tego wracać i poprawiać. W przypadku rzeźb z metalu nie dochodzi do takich sytuacji. Poza tym metal pozwala ,,pójść do góry, jeszcze, jeszcze”, a drewno jest materiałem, który ogranicza twórcę. W metalu nie ma zahamowań. Jeśli coś sobie wymyślisz, to możesz stworzyć nawet okręt i czołg. To wszystko zależy od ciebie, co sobie postanowisz.
Koniczynki, które dostaliście, uzbroicie sobie w małe kółeczka pozwalające wam zawiesić je na rzemyczku lub łańcuszku. Ja sam taką koniczynkę noszę i uwierzcie mi, że ona przynosi szczęście.
-Gdzie wystawia Pan swoje prace?
-Jestem takim artystą, który nie organizuje wystaw, wernisaży, ponieważ nie skończyłem szkoły wyższej. Nikt mnie mojego rzemiosła nie uczył, więc wykorzystuję miejsca publiczne, np. hotele, dobre restauracje, czyli tam, gdzie jest dużo ludzi. W ten sposób się prezentuję i docieram do nich. Wystawiam swoje prace w Galerii Ulicznej. Ta wystawa cały czas się zmienia. Co jakiś czas pojawiają się te małe zwierzątka, o których mówiliśmy, w różnych wersjach.
Koniczynki są wykonane z metalu szlachetnego, z blachy kwasoodpornej, one nie będą rdzewiały. Zachowują się tak jak srebro, będą służyły wam całe życie, jeśli ich nie zgubicie, a zgubić nie wolno, bo zaprzepaścicie szczęście.
-Która z rzeźb jest dla Pana wyjątkowa?
Nie zakochuję się w rzeźbach, które robię, ponieważ nie mógłbym się z nimi rozstać. Na pewno rzeźby z początków poszukiwań swojej drogi artystycznej są dla mnie ważne. Mam do nich sentyment i gdzieś są schowane, gdzieś wystawione, nie ruszam ich.
-Która z rzeźb była najtrudniejsza w realizacji?
Myślę, że nie ma takich, bo czasami mała praca będzie wymagać większego nakładu niż ta duża. Generalnie my, artyści, jesteśmy skazani na ciężką pracę. Nie ma taryfy ulgowej. Tu jest dużo pracy, iskier i ognia, niebezpiecznych ruchów. Są sytuacje, kiedy trzeba bardzo uważać.
-Jaka jest Pana ulubiona rzeźba?
Ja wykonuję rzeźby na zamówienie, ale moją linią przewodnią, i jest ona tylko moją, jest twarz kobiety. Na przykład ta rzeźba na zewnątrz i ta tutaj w środku jest twarzą kobiety. Zawsze twarz kobiety wplatam w swoje fantazje. To jest moja główna droga. Można powiedzieć, że każda rzeźba przedstawia twarz anatomiczną kobiet i taka praca jest dla mnie najlepsza.
-Czy został Pan za swoją pracę nagrodzony, w jakiś sposób doceniony?
Nie wiem, czy mam taki cel, by zostać nagrodzonym. Tą nagrodą jest dla mnie talent, który otrzymałem od Boga. On dał mi dwie ręce, którymi robię rzeczy potwierdzające to, że jestem nietuzinkowy. To jest dla mnie największa nagroda.
-Co robi Pana córka, Marcela, która też ma talent artystyczny?
Córka skończyła teraz grafikę, jest designerem graficznym. Ma smykałkę artystyczną, którą musi doszlifować. Jest na dobrej drodze, by dojść do doskonałości. Teraz czeka ja dużo pracy, pracuje nad Magicznym Szlakiem Ducha Gór. Robi do tego całą oprawę graficzną. Powstanie książeczka z bajką.
-Dlaczego ma Pan w pracowni skrzypce?
Kiedyś kupiłem je moim dzieciom, żeby uczyły się na nich grać. Niestety, nie chciały. A ja robię tu takie rzeźby, które przedstawiają skrzypków i po prostu są one po to, bym mógł patrzeć, jak wyglądają, i żebym się nimi inspirował.
-Czym Pan jeszcze się inspiruje?
Tak jak wcześniej powiedziałem, inspiruje mnie twarz ludzka. Jest ona jeszcze nieodkrytą przeze mnie do końca historią, ale na pewno zachwyca mnie przyroda. Stąd właśnie te ćmy, wiewiórki, żabki, jeże czy ptaki.
-Ile wykonuje Pan rzeźb tygodniowo?
Tych malutkich mogę wykonać trzy. Dużą rzeźbę robię miesiąc.
-Jak dużo ma Pan zamówień?
Dużo, bardzo dużo. W związku z tym mam również sporo pracy, do tego stopnia, że nie daję rady. Przydałby się jeszcze jeden pracownik, ale nie potrafię pracować z kimś. Na pewno przydałaby się druga osoba, miałaby tu co robić. Rzeźbiarze są potrzebni. Jeżeli zainspirujecie się tą wizytą, to będziecie tu pracowali. Idźcie w tym kierunku, bo sztuka czyni wolnym, pozwala być sobą, czyni indywidualnym, można być docenianym nawet przez świat. Jest to na pewno ciekawa droga. Uważajcie więc na lekcjach rysunku. Dużo rysujcie, malujcie. To jest początek niesamowitej przygody, podróży w głąb siebie.
-Proszę powiedzieć coś o Ptaszniku Karkonoskim?
Ptasznik Karkonoski to była taka inicjatywa, kiedy nie szło mi dobrze z metalem. Wtedy robiłem kolorowe budki dla ptaków. Zyskały one niesamowitą popularność. Kiedy pracownia metaloplastyczna zaczęła dobrze funkcjonować, przestałem robić budki, ale popyt na nie do tej pory jest wielki. Ludzie cały czas w tej sprawie dzwonią. Pracę nad budkami przekazałem koledze Maciejowi, który wykonywał ją przez pół roku. Teraz jestem po rozmowie ze swoim sąsiadem, który chętnie przejmie produkcję budek. Na Hucie pracuję w drewnie, bo tam mam stolarnię, a tu w metalu.
-Co Pan zrobił wspólnie z Panem Grzegorzem Pawłowskim?
Przede wszystkim go wyuczyłem. To jest, moim zdaniem, najważniejsze, co zrobiłem. Grzegorz w latach 90-tych po wyjściu z wojska nie miał pomysłu na siebie. Wziąłem go do pracowni. Grzegorz przez trzy, cztery lata bacznie obserwował to, co robię. W pracowni był codziennie od rana do wieczora i się uczył. Teraz bardzo dobrze sobie radzi.
-A co może Pan powiedzieć o projekcie ,,100 Ton”?
Jest to projekt autorstwa rzeźbiarza Zbigniewa Fraczkiewicza. Zbyszek ze względu na wiek nie ma już siły na takie wielkie rzeczy, więc szukano rzeźbiarzy, którzy by podołali temu zadaniu. W 2018 roku Grzegorz i ja oraz dwóch Czechów spod Pragi podjęliśmy się tego zadania. Wykonaliśmy stopy. Spotkaliśmy się w kamieniołomach i w ten sposób powstała największa, monumentalna rzeźba w Polsce. Jedna noga jest wykonana przeze mnie. Na przykładzie tej rzeźby widać, że każdy artysta ma swój punkt widzenia. Przy domu Pana Zbigniewa Frączkiewicza znajduje się jego rzeźba ,,Kamień dla Kamienia” (będąca odzwierciedleniem ,,100 TON” w mniejszej skali), rozpoczynająca granitowy szlak Szklarskiej Poręby. Dobrze jest udać się na wycieczkę do Kopalni ,,Stanisław” i tam zobaczyć tę wielką i ciężką rzeźbę.
Mam teraz coś takiego, że niektóre prace mi się nie podobają albo są nieskończone i nie zaproponowałbym ich nikomu, a tu przychodzi klient, który chce zobaczyć rzeźby. Przygotowuję więc te najpiękniejsze, a kupujący nie chce ich, bierze to, co mu się spodobało, mimo że rzeźba była nieskończona. Potwierdzają się więc słowa, że gusta nie podlegają dyskusji. Każdy widzi coś innego. Takich przypadków mam dużo. Zaskakują mnie gusta ludzkie. Czasami coś, co mi się podoba, niekoniecznie musi zrobić wrażenie na kliencie. To jest dla mnie wskazówka, że trzeba być czujnym i wychodzić naprzeciw gustom innych.
-Czy to prawda, że ,,Nowy Młyn” już nie działa?
,,Nowy Młyn” się skończył wraz z odejściem jego prezesa, Pani Bożeny Danielskiej. Ta inicjatywa została przejęta przez Dom Braci Haupmannów, ale artyści tak czy inaczej tworzą. Wydaje mi się, że ,,Nowy Młyn” nie miał energii, ponieważ nie jest łatwo włożyć artystów do jednego worka. To są same indywidualności i właśnie to nie było łatwe dla Pani Bożeny. Pani B. Danielska i jej przyjaciółka otwierają od nowego roku galerię w centrum Jeleniej Góry. Dostałem propozycję, by tam się wystawić.
Pięknie podziękowaliśmy Panu Maciejowi Wokanowi za interesujące spotkanie i koniczynki. Zobaczyliśmy, jak wygląda pracownia metaloplastyczna. Dowiedzieliśmy się, w jakich okolicznościach powstają prace artystyczne. Zwróciliśmy też uwagę na motto, które przyświeca Panu Maciejowi Wokanowi: ,,Prawdziwy mistrz żyje nie dla jakiegoś celu, prawdziwy mistrz żyje po prostu”.