
SPOTKANIE Z PANIĄ MATYLDĄ KONECKĄ-LAWLER, ARTYSTĄ MALARZEM I ILUSTRATORKĄ
19 września 2025 roku klasa VI spotkała się pod opieką Pań: Izabeli Michalik i Anny Szydłowskiej z Panią Matyldą Konecką-Lawler, artystką malarzem i ilustratorką książek oraz okładek płyt muzycznych.
Pani Matylda Konecka-Lawler:
Dziękuję przede wszystkim za zaproszenie i zacznę od tego, że cieszę się, iż mogę do was mówić o swojej pracy. Nie jestem dobrym rozmówcą i też się troszkę zastanawiam, co wam mogę powiedzieć, ale to wyjdzie pewnie w pytaniach.
Kiedy zamieszkała Pani w Szklarskiej Porębie?
Do Szklarskiej przyjechaliśmy, jak miałam 10 lat. To było w 1994 roku. Dawno temu. Moi rodzice zdecydowali się przeprowadzić do Szklarskiej, bo sami byli artystami plastykami. Mój tato jeszcze żyje i maluje dalej. Moja mama zmarła dwa lata temu i też była artystą plastykiem. W Szklarskiej Porębie rodzice otworzyli galerię i poprowadzili zajęcia plastyczne dla dzieci i młodzieży. Przygotowywali też młodzież do studiów, jeżeli ktoś chciał malować w przyszłości. I ja się uczyłam pod ich okiem.
A kiedy ujawnił się Pani talent artystyczny?
Nie wiem. Malowałam od dziecka, ale nie chciałam tego robić, jak byłam młoda. Za to moi rodzice chcieli. I to oni namawiali mnie, żebym malowała, żebym poszła do szkoły plastycznej, żebym podjęła też takie studia, a mnie to kompletnie nie interesowało. W ogóle niewiele interesowało mnie wtedy z mądrych rzeczy. Chciałam znaleźć swoją drogę. I tak zrobiłam. Poszłam na studia inne i szybko się okazało, że jestem bardzo nieszczęśliwa, nie rozumiem tych studiów, nie umiem nic robić. I wiedziałam, że później architektem krajobrazu nie będę, że nie jestem w tym wystarczająco dobra, że nie nadaję się. Cierpiałam i wróciłam bardzo szybko do malowania.
Fajnie jest robić to, co się umie i jest się w tym dobrym, trzeba to po prostu w sobie znaleźć. Na przykład, gdy jest się bardzo niskim, a chce się być koszykarzem i nie ma się do tego talentu, to po prostu trzeba sobie odpuścić. Nie można się też bać coś robić. To jest jakby taka wskazówka dla Was do realizowania już właściwie od teraz. Wydaje się, że tego czasu jeszcze macie sporo na podjęcie jakichkolwiek decyzji odnośnie tego, co chcecie robić w życiu. Z drugiej strony warto popracować już teraz nad odkryciem tego, co macie w sobie takiego, co można by wziąć za atut, zaletę, talent i próbować to rozwijać. Często jest tak, że nie dostrzegamy swoich umiejętności, bo sugerujemy się tym, że ktoś inny ładnie śpiewa, ktoś inny robi piękne zdjęcia. Okazuje się, że mamy szereg talentów, których być może nie zauważamy. Ja tylko w malowaniu byłam dobra, nie umiałam matmy, bardzo się jej bałam, nie radziłam sobie, nawet raz nie zdałam do następnej klasy przez matmę, ale to już było w liceum. Za to zawsze umiałam rysować i myślę, że gdybym tego nie robiła, to nie wiem, co by ze mną było, więc naprawdę dobrze w sobie znaleźć coś i trzymać się tego, bo warto. I absolutnie nie zrażać się i pracować nad tym. Trzeba też dodać, że nie zawsze od razu wszystko wychodzi. Gdy pracujemy sumiennie i dążymy do celu, to na pewno wszystko się ułoży. Macie jeszcze na wszystko czas.
Wiemy, że Pani mąż jest kompozytorem. Jak się Państwo dopełniają?
Poznaliśmy się w ten sposób, że mój przyszły mąż poprosił mnie o zaprojektowanie okładki płyty. Wysłał mi muzykę, która bardzo mi się spodobała. To nie była jego prywatna muzyka, tylko związana z jego pracą i dotyczyła snu. Gdy przesłuchałam tę muzykę w nocy, bo wcześniej nie miałam na to czasu, czułam, że mam do czynienia z bardzo interesującym człowiekiem. Płyta mi się podobała, zrobiłam jej okładkę. Długo rozmawialiśmy na temat tego projektu. Zakochaliśmy się później i pobraliśmy się. Mąż jest kompozytorem do muzyki filmowej, do reklam, do telewizji. On w domu komponuje, a ja słucham muzyki i sobie maluję.
Ma Pani dwóch braci. Czy oni też są artystami?
Nie. Mam o dwa lata starszego brata i młodszego brata o sześć lat. Żaden z nich nigdy nie był zainteresowany malowaniem, aczkolwiek ciekawie rysowali jako dzieci, a ja od dziecka lubiłam to robić, potrafiłam nawet domalować coś na obrazach moich rodziców, którzy nie gniewali się o to i zawsze byli szczęśliwi. Lubiłam to i chyba byłam w tym dobra. Wygrywałam konkursy plastyczne jako dziecko i czułam, że każdy mnie gdzieś chwali.
Jaki wpływ mieli na Pani rozwój artystyczny właśnie rodzice? Rodziców znamy, mieliśmy też z nimi styczność, z mamą, z którą pracowaliśmy razem i też się spotykaliśmy w Esplanadzie, właśnie w galerii artystycznej. Bardzo proszę nam powiedzieć o pracy artystycznej mamy i pracy artystycznej taty.
Proszę, żebyście przejrzeli książkę pt. ,,Wypożyczalnia skrzydeł” Iwony Pietrzak-Płachty z moimi ilustracjami.
Moja mama, Beata Kornicka-Konecka robiła dużo ilustracji. W Szklarskiej Porębie są miejsca, gdzie można znaleźć prace mamy, np. w pizzerii Tomato, w tym starym budynku jest wielki rysunek z 1995 roku. Gdy przyjechaliśmy do Szklarskiej Poręby, mama siedziała pod bankiem po drugiej stronie ulicy i rysowała. A teraz, gdy widzę też młodych ludzi, którzy czasami sobie gdzieś przycupną, szkicują, pewnie coś do liceum plastycznego, to się cieszę. Jest to świetne zajęcie.
Mama rysowała ilustracje ołówkiem, bardzo realistycznie. Dla wielu osób były to prace dosyć mroczne, bo ukazywały przemijanie, kłopoty, emocje. Mama była mistrzem rysowania koronek, tkanin, wełny, mimo że nie umiała robić na drutach. Zilustrowała ,,Księgę Ducha Gór” Carla Hauptmanna, wydanej w 2000 roku.
Chcemy dodać, że Pani Beata Kornicka-Konecka jest autorką obrazu przedstawiającego starą część SP 1 i limitowanej grafiki z wizerunkiem szkoły wykonanej z okazji obchodów 55-lecia jej istnienia.
Tato, Janusz Konecki, maluje duże obrazy z motywami m. in. roślinnymi, są one bardzo kolorowe, przyciągają oko, widać w nich energię. Maluje je farbami olejnymi na płótnie, starych drewnianych drzwiach, siedziskach i poręczach krzeseł. Twórczość moich rodziców jest kontrastowa.
Co inspiruje Pani twórczość?
Cały czas mam inspirację, wszędzie. Myślę, że najbardziej właśnie w przyrodzie, jak chodzę do lasu, w góry i jeszcze do różnych miejsc. Tu jest miasteczko Edynburg i mała ukryta uliczka. Pobyt w takich lokalizacjach od razu gdzieś mi w głowie tworzy obrazy. I sobie myślę, ok, muszę to zrobić, bo jak nie zrobię, to zwariuję.
Mam bardzo dużo ilustracji, które są na temat jakichś miejsc, które naprawdę istnieją. Ja przez długi czas mieszkałam w Anglii, bo aż 15 lat. Niedawno przyjechałam z powrotem do Szklarskiej Poręby. Tu widzicie uliczkę, która naprawdę wygląda magicznie, jak z filmu ,,Harry Potter”. Znajduje się ona w Yorku, w Anglii. W mieście tym codziennie jest bardzo dużo turystów. Jest tu też dużo sklepików z różnymi gadżetami. Gdy zobaczyłam to miasteczko i tę uliczkę, to pomyślałam sobie, że muszę to zilustrować i po prostu przerobić na swój kolorowy sposób.
Co jest charakterystycznego w Pani obrazach?
Pewnie różne skrzaty. W każdych moich obrazach zobaczycie dużo zwierzaków, a sylwetek ludzi jest naprawdę mało. Unikam rysowania ludzi. Robię jakieś tajemnicze stwory, ukryte małe skrzaty leśne itd. Czasami wchodzą one do miast. Ale bywało na początku tak, że proszono mnie, żebym nie robiła zbyt strasznych postaci, bo mogę przestraszyć dzieci. A później miałam już pozwolenie na wszystko.
Jest Pani uznaną ilustratorką i zalicza się Panią do najważniejszych ilustratorów książek. Te ilustracje są naprawdę wspaniałe. Proszę powiedzieć, jak wygląda Pani proces twórczy?
Spróbuję to powiedzieć w skrócie. Na pewno jest bardzo dużo ilustratorów znanych w Polsce i dużo, dużo…, z bujniejszą karierą artystyczną niż ja i dorobkiem. Jeśli chodzi o książki, to tak naprawdę dopiero zaczęłam swoją przygodę z nimi. Nigdy nie planowałam być ilustratorem książek. Po prostu lubię robić ilustracje dla wydawców, którzy składają zamówienie. Tak się zdarzyło ze szkockimi wydawcami z Edynburga. Poprosili mnie o zrobienie serii ilustracji własnych na temat Szkocji. Mogłam sobie wybrać miejsca, mogłam jeździć do tych miejsc, mogłam posiłkować się Google, byle bym zrobiła 25 prac. To było dawno temu. Przygotowałam te prace, ale bardzo się stresowałam, ponieważ nie wiedziałam, czy będą im odpowiadały. Wtedy też poproszono mnie o stonowanie wyglądu skrzatów, zwierząt. Postacie, stwory miały nie być straszne, bo odbiorcy mogą być różni. Trzeba też pamiętać o tym, że ważyła się wtedy moja kariera zawodowa. Byłam dopiero po studiach i bardzo chciałam, żeby ktoś mnie zauważył. Po wysłaniu prac od razu trafiłam do wielkiego katalogu i zaczęłam być zauważalna. A jeśli chodzi o książki, to dopiero od niedawna je ilustruję. Przeglądacie teraz książkę wydaną przez Wydawnictwo Agora dla Dzieci. Miałam długą rozmowę z autorką książki. Ona nie powiedziała mi, co by chciała, dała mi wolną rękę. Wybrała mnie, bo zna moją pracę i wie, że pasujemy do siebie. Jedyna wytyczna, jaką mi dano, to to, żeby okładka była niebieska. Podobno niebieskie okładki rzucają się w oczy. To jest taka ciekawostka. Wiedziałam, że książka jest bardzo uboga, jeśli chodzi o tekst, bo to jest picture book (książka obrazkowa), czyli tekst jest bardzo ograniczony, niezwykle krótki, a ja musiałam narysować całą historię dookoła niego. To jest też niesamowita rzecz, bo tak naprawdę krótki tekst rozwija obraz. Oczywiście w książce są moje czerwone stworki, zawsze je przemycam, przeważnie te, które później nikomu się nie podobają. Zdarza mi się tak, że jestem bardzo niezadowolona z jakiejś pracy i wtedy okazuje się, że najlepiej się sprzedaje, wszystkim bardzo się podoba i każdy chciałby mieć ją na ścianie, a ja sobie myślę, Boże, dlaczego?
A gdy opowieści w książkach są dłuższe, to jak wygląda Pani praca?
Wczytuję się w tekst. Zilustrowałam kilka takich książek, ale nie zostały jeszcze wydane. I czekam, i czekam, i mam nadzieję, że to będzie zaraz, ale są zawsze komplikacje, też te wydawnicze. Czasami wydawnictwom wypada coś ważniejszego i nie mogą się zająć przygotowanymi wcześniej książkami. Tak, jest kolejka. Zdarza mi się tak, że czytam długi tekst i kompletnie go nie czuję, nie lubię. Wydaje mi się, że ja nie jestem wtedy dobrą osobą, żeby to zilustrować. Muszę powiedzieć nie, bo po prostu nie widzę nic. Są też takie książki, których tekst mnie zachwyca i od razu zapalam się do pracy, bo czuję, że to jest dla mnie. Trzeba tu jeszcze powiedzieć, że wszystko ogranicza czyjś budżet, który determinuje całość. Wtedy muszę z tekstu wyłapać wszystko, co najważniejsze, żeby chociaż jedną ilustrację gdzieś w środku wpleść.
Gdzie wystawiała Pani swoje prace?
W Polsce raczej, i tutaj, w naszym regionie najwięcej. Moje prace nie są takie wystawiennicze bardzo, bo to są jednak ilustracje. One są drukowane na papierze w fazie końcowej i jakoś do wystawy nie bardzo się nadają. Ilustratorzy w ogóle rzadko miewają wystawy.
ale... ostatnio była Pani w Dziwiszowie. Wystawiali Państwo swoje prace rodzinnie.
Teraz wystawianie prac jest trudne, bo mam malutkie dziecko, więc muszę skupić się na nim. Obecnie remontujemy bardzo duży, stary dom i pracy jest bardzo dużo, więc nie rysowałam od pięciu miesięcy aż. To jest chyba najdłużej w życiu, ale ostatnio rysowałam dziecku, ale to tylko tyle. Nie mam na razie celów, wyzwań, jeśli chodzi o sztukę, ale bardzo czekam, żeby wrócić do pracy i rysować dalej. Raczej dla swoich wydawców, bo mam tutaj wolną rękę, mogę malować, co chcę, i potem to wysyłać, a oni to dają do wszystkich galerii w Szkocji i sprzedają. Dzięki temu zarabiam i funkcjonuję. Cieszę się, że robię to, co lubię, i to jest chyba też najważniejsze, wydaje mi się. Pomyślcie o tym też kiedyś, chociaż macie jeszcze sporo czasu, ale jak wiecie, że jesteście w czymś dobrzy, to na siłę nie szukajcie innego zawodu, bo może się okazać właśnie tak, że to, co umiecie robić, to do was po prostu wróci w przyszłości i będziecie szczęśliwi, że wykonujecie to, co lubicie.
Jak długo wykonuje Pani swoją pracę?
Czasami dwa tygodnie, czasami miesiąc. To zależy od ilustracji i czy moja głowa dobrze pracuje. Czasami wolę wyjść na dwór, bo ciężko jest mi się skupić, nie mam pomysłu.
Jaki styl malarski Pani prezentuje?
Powiedziałabym, że to surrealizm. Wydaje się wam, że wszystko, co widzicie na tych pracach, istnieje, ale są takie elementy, które po prostu wpadają nagle. Tu macie bibliotekę, naprawdę istniejącą w Szkocji, w Edynburgu. Postanowiłam ją zilustrować, bo była taka piękna, że nie mogłam jej nie namalować. I właśnie z niej wyfruwają surrealistyczne elementy. Są to książki, lecą w świat, do was.
Jakich technik Pani używa?
Maluję akrylem na papierze, rysuję tuszem też, podrysowuję to, a potem pracuję na komputerze. Muszę wykończyć pracę cyfrowo, żeby mogła pójść do druku.
Ile kosztują Pani prace?
To też zależy. Pięć tysięcy złotych na przykład, ale nie sprzedaję raczej oryginału, tylko wydruki prac i można je kupić za 80 zł, 100 zł, 300 zł. To zależy od formatu. Oryginał musi kosztować dużo, bo jest przy nim dużo pracy. Trzeba wziąć pod uwagę pomysł, zaangażowanie i nakład pracy.
Który Pani projekt był największy?
Robiłam grę planszową ,,VisitKarkonosze”. Ten projekt był ogromny i bardzo dużo ludzi było zaangażowanych w jego realizację. Cała gra, od początku do końca, została przygotowana przez lokalnych działaczy i osoby zajmujące się na co dzień promocją regionu. Ja byłam odpowiedzialna za bardzo dużą, skomplikowaną mapę i bajkową grafikę (baśniowy świat Karkonoszy). Pracowałam nad wszystkim cztery miesiące, było to dla mnie bardzo stresujące.
Mam pytanie, czy malowanie jest lepsze niż odwzorowywanie?
Genialne pytanie. Lepszego w życiu nie słyszałam, bo to jest bardzo skomplikowane. Czasami jest tak, że mam coś w głowie i wydaje mi się, że to jest absolutnie świetne i po prostu widzę, co chcę narysować. Idę do pracy i się okazuje, że nie mogę tylko tak odwzorować, tak narysować, jak chcę. I tworzę coś kompletnie innego, czego nie miałam w głowie. To też jest spoko, ale chciałam tamto, a jednak mi nie wyszło. Nigdy nie zrobiłam dokładnie tego, co widziałam w głowie.
Zdecydowanie wolę malować. Łatwiej jest mi myśleć nad pomysłami. Wszędzie coś widzę i mam pomysł, a potem dzieją się różne rzeczy. Siadam przed kartką i nagle widzę coś innego albo mam narysować wielką dłoń i jej odpowiednie ułożenie. Wydaje mi się, ze przecież zrobię to w pięć minut, a potem okazuje się, że nic nie gra i praca trwa długo.
Czy woli Pani robić szkic, czy kolorować?
Żadne z tych rzeczy, bo czasami jest tak, że natychmiast rysuję i nie robię szkiców. Szkicuję kredką od razu na tej samej kartce, nigdy nie pokazuję nikomu szkiców. Odważna jestem po prostu i od razu koloruję. Pamiętać trzeba, że zawsze można wszystko poprawić w komputerze. Tak do tego podchodzę. Jak coś zamażę, to później wrzucam do komputera i mogę gdzieś coś zmienić, przesunąć.
Jakimi innymi dziedzinami sztuki się Pani interesuje?
Dzisiaj mam pustkę w głowie, ale mam... Kiedyś interesowałam się fotografią, nawet skończyłam Studium fotograficzne, ale nic z tego nie wyszło. Nie miałam dobrego oka fotograficznego. Wydawało mi się, że nie jestem w tym dobra.
Mama z kolei bardzo interesowała się fotografią i to w dodatku czarno-białą. Jej tato, a mój dziadek, był współzałożycielem i członkiem ZPAF (Związku Polskich Artystów Fotografików). Mój dziadek był prawnikiem, ale fotografem również. Robił doskonałe fotografie reportażowe. Mama jako dziecko miała chorobę, która polegała na łamliwości kości. Łamała nadgarstek to w jednej, to w drugiej ręce, co jakiś czas miała nogi w gipsie. Gdy przebywała w szpitalu, dużo rysowała, właśnie ołówkiem, bo ołówek był tam dostępny. Gdy mama miała jedną rękę w gipsie, to rysowała drugą, i tak na zmianę. Była oburęczna, a potem już w trakcie swojego dorosłego życia nie łamała się tak często, ale chyba dzięki temu poznała swój talent. Zresztą jej babcia też była malarką, a więc w rodzinie jest to po prostu dziedziczne.
Która Pani praca była największa?
Myślę, że 100 x 70, może trochę więcej. Nie pamiętam, miałam kilka takich prac. Były to przeważnie prace z wieloma elementami, które musiały rzucać się w oczy.
Czy mała Mia przejawia już talent artystyczny?
Jeszcze nie wiem, ale dużo rysuje i lubi też muzykę, co bardzo mnie cieszy. Wspaniale jest widzieć, jak dziecko się rozwija. Mia ma 3,5 roku.
Słuchajcie! Jeżeli ktoś z Was rysuje, maluje i lubi to robić, to może do mnie napisać na Facebooku. Jeżeli wasi rodzice mają dostęp do Facebooka, a potrzebujecie pomocy, jakiejś rady w rysowaniu, chcecie o coś zapytać, to piszcie śmiało. Dziękuję.
Serdecznie podziękowaliśmy Pani Matyldzie Koneckiej-Lawler za ciekawe i pouczające spotkanie. Pani Izabela Michalik wręczyła naszemu Gościowi zaproszenie na obchody Jubileuszu 80-lecia naszej szkoły.