
Wyjście klas VIII a i 4 OP do Domu Carla i Gerharta Hauptmannów
8 stycznia 2025 roku klasy VIII a i 4 OP pod opieką Pań: Magdaleny Drzymały i Anny Szydłowskiej odwiedziły Dom Braci Hauptmannów w Szklarskiej Porębie (filię Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze). Po muzeum oprowadził nas Pan Krzysztof Tęcza, przewodnik sudecki i kustosz tego miejsca. Poinformował nas, że znaleźliśmy się w dawnym domu, który zamieszkiwali dwaj bracia: Carl i Gerhart Hauptmannowie, zauroczeni Karkonoszami. Dom kupili w 1890 roku, po jego przebudowie wprowadzili się tu z żonami (Martą i Marią z domu Thienemann) w 1891 roku. Po trzech latach Gerhart się wyprowadził. Carl mieszkał tu do końca życia. Po jego śmierci powstało w tym miejscu Muzeum Ojczyźniane, a po wojnie były mieszkania. Dopiero w 1995 roku w wyniku zbliżenia polsko-niemieckiego i przeprosin utworzono muzeum poświęcone Carlowi i Gerhartowi Hauptmannom. W tej chwili najbardziej jednak wyeksponowana jest kolekcja obrazów Wlastimila Hofmana.
Po tym wstępie przeszliśmy do działu regionalnego muzeum. Zobaczyliśmy różne wizerunki Karkonosza: rzeźby, rysunki, witraże. Jest to nasz Duch Gór, bardzo wyjątkowy. Po raz pierwszy wzmianka o nim jest już w XVI wieku na mapie Helwiga, pierwszej historycznej mapy pokazującej Śląsk. Na niej pojawił się Karkonosz, przypominający diabełka ryferyjskiego, bo kiedyś Karkonosze nazywano Górami Ryfejskimi. Z biegiem lat Karkonosz zmieniał swoje oblicze, coraz bardziej się uczłowieczał. Potrafił robić ludziom figle, zwłaszcza gdy nie postępowano dobrze. Sprowadzał nagle zmieniającą się pogodę. Pan przewodnik zwrócił naszą uwagę na rysunki Pani Beaty Kornickiej-Koneckiej przedstawiające Ducha Gór. Ilustrują one ,,Księgę Ducha Gór" Carla Hauptmanna, wydaną przez Muzeum Karkonoskie w 2000 roku. Pan Krzysztof Tęcza powiedział, że Karkonosz jest strażnikiem minerałów występujących w Karkonoszach i Górach Izerskich. W XV wieku pojawili się w naszych górach ludzie, zwani Walończykami, którzy poszukiwali złóż kamieni szlachetnych i minerałów. Zwykli mieszkańcy nie bardzo ich lubili, bo przybysze byli tajemniczy i nie chcieli zdradzać swych sekretów. Karkonosz strzegł również roślin. Zielarze, czyli laboranci, wyrabiali różne lekarstwa z ziół pozyskiwanych w górach. Najcenniejszą rośliną dla nich była mandragora. Jest to roślina, której korzeń przypomina człowieka ze splecionymi nóżkami. Ludzie wierzyli, że ta roślina pomaga na wszystkie choroby, odmładza i wpływa na nieśmiertelność człowieka. Każdy chciał mieć taką roślinę, ale Karkonosz zabezpieczył ją w ten sposób, że gdy ktoś ją wyrywał, ona bardzo krzyczała. Jeżeli ktoś usłyszał ten wrzask, to od razu umierał. Ludzie jednak wymyślili sposób, jak pozyskać tę cenną roślinę. Przywiązywali sznurek do rośliny i do ogona psa, który biegł za kiełbasą. W ten sposób zwierzę wyrywało roślinę, korzeń wrzeszczał, ale pies niestety umierał.
W drugim pomieszczeniu zobaczyliśmy, z jakiego sprzętu korzystali kiedyś ludzie. Nie było wtedy mowy o sporcie i turystyce zimowej. To dopiero zaczęło się rozwijać. Pierwsze narty pojawiły się po stronie czeskiej Karkonoszy, sprowadził je hrabia Harrach. Śląską częścią Karkonoszy zarządzał ród Schaffgotschów, a czeską rodzina Harrachów. Hrabia Harrach zakupił narty dla swoich pracowników leśnych, żeby mogli oni szybko dotrzeć do pracy. To o to chodziło, a dopiero później ludzie zaczęli urzadzać sobie zabawy na nartach. Podobnie było z saniami. Te sanie w muzeum są typowo turystycznymi, wyposażone w hamulec, dzwonek. Na obrazach widać sanie rogate. Kierowało się nimi nogami. Pierwotnie nie służyły one do turystyki, ale do zwózki siana albo drewna do domu. Ludzie zaobserwowali, że tymi saniami można zjeżdżać z góry i mieć z tego ogromną frajdę, a ich właściciel szybkie pieniądze. Od tego zaczęła się turystyka.
W kolejnym pomieszczeniu zobaczyliśmy wyposażenie typowej izby domu górskiego. Wtedy domy te były nazywane baudami, a nasze schroniska pierwotnie były budami pasterskimi, bo tam mieszkali pasterze, wypasający krowy w górach. Później zaczęli przyjmować turystów i jednocześnie przystosowywać pomieszczenia pod nich. Powstały w ten sposób nasze schroniska, a Czesi dalej mają boudy. W izbie górskiej najważniejsza była kuchnia i piec. Tu wszyscy się zbierali, bo było cieplutko. W wyposażeniu tego pomieszczenia są w muzeum: szkło gospodarcze, ceramika bolesławiecka i fajans, ale kiedyś najważniejsze były święte obrazki przedstawiające patronów domu w zależności od tego, czy domem zarządzał mężczyzna czy kobieta. Wybierano sobie świętego i zawieszano jego wizerunek. Obrazek miał chronić dom przed wszelkimi plagami i nieszczęściami. Nie był to tani zakup, ale obowiązkowy. Obrazki te były malowane na szkle od tyłu. Chroniło to je przed zniszczeniem. W pomieszczeniu zobaczyliśmy wiszące dzwonki dla krów, trombity, za pomocą których ludzie się porozumiewali, karple, czyli rakiety śnieżne. Dzisiaj one zupełnie inaczej wyglądają.
Na korytarzu podziwialiśmy obrazy przedstawiające nasze góry. Mogliśmy porównać wizerunek Śnieżnych Kotłów namalowanych dawniej i współcześnie. Widać było różnicę. W budynku dzisiejszego muzeum spotykali się kiedyś artyści, którzy założyli kolonię artystyczną ,,Młyn Świętego Łukasza". Po wojnie musieli się stąd wyprowadzić. Dzisiaj nasi artyści założyli nową kolonię artystyczną ,,Nowy Młyn", który funkcjonuje, ale nie ma osoby kierującej tym stowarzyszeniem.
Później weszliśmy do pokoju z ekspozycją poświęconą Gerhartowi Hauptmannowi, młodszemu bratu Carla. W pomieszczeniu znajduje się mebel, który pochodzi z domu dramatopisarza w Jagniątkowie. W gablocie są wyeksponowane dramaty Gerharta Hauptmanna, które w większości napisał w tym domu. Za dramat ,,Tkacze" otrzymał literacką Nagrodę Nobla w 1912 roku. Twórca zmarł w 1946 roku w Polsce Ludowej. Nic mu się złego tutaj nie stało. Rosjanie odnieśli się do niego z szacunkiem, wiedzieli, kim jest. Później starosta jeleniogórski, Wojciech Tabaka, zaopiekował się nim. Po śmierci Gerharta Hauptmanna przygotowano specjalny pociąg wojskowy, do którego spakowano dobytek i trumnę ze zwłokami dramatopisarza. Pochowano go na wyspie Hiddensee.
Kolejny pokój jest wyposażony w pamiątki związane z Carlem Hauptmannem. Po śmierci został pochowany w Szklarskiej Porebie na cmentarzu ewangelickim. Przy muzeum znajduje się duży, ponadtrzymetrowy, poświęcony mu pomnik nagrobny. Carl Hauptmann z wykształcenia był filozofem, przyrodnikiem, ale postanowił być pisarzem. Stworzył kilka dramatów, pisał też powieści, napisałł ,,Księgę Ducha Gór" (zbiór opowiadań o Karkonoszu). Gdy Niemcy je czytali, chcieli doświadczyć spotkania z Duchem Gór, dlatego przyjeżdżali w Góry Olbrzymie (Karkononsze) i często sie tu osiedlali. W zeszłym roku obchodziliśmy stulecie przyznania Stanisławowi Władysławowi Reymontowi literackiej Nagrody Nobla (2024 rok) za ,,Chłopów". Pierwsze tłumaczenie tego utworu na język niemiecki było dość nieudolne. Przeredagowaniem ,,Chłopów" po niemiecku zajął się Carl Hauptmann. Dzięki temu dało się ten utwór czytać i został tak wysoko oceniony.
Główna część szklarskoporębskiego muzeum jest poświęcona malarzowi Wlastimilowi Hofmanowi, który mieszkał w Szklarskiej Porębie. Mama Teofila była Polką, a tata Teodor Czechem. Rodzice Wlastimila chcieli, by syn Stanisław był Polakiem, a Wlastimil Czechem. Stało się odwrotnie. Rodzice Wlastimila przeprowadzili się do Krakowa, by umożliwić im naukę. Wlastimil zapisał się na Akademię Sztuk Pięknych i został uczniem Jacka Malczewskiego, już wtedy znanego artysty. Po skończeniu studiów Wlastimil zaprzyjaźnił się z Jackiem Malczewskim. W muzeum jest wyeksponowana twórczość przedwojenna i powojenna malarza. Tę twórczość można podzielić na dwa okresy: do roku 1939, kiedy mieszkał w Krakowie, i od 1947 roku, kiedy przybył w Szklarskiej Porębie. W czasie wojny Wlastimil Hofman pomagał w Krakowie uchodźcom czeskim po zaanektowaniu Czech przez Niemców. Nie spodobało się to Niemcom i wydali na niego wyrok. Wlastimil Hofman wiedział o tym. Kiedy hitlerowcy napadli na Polskę, udał się na Bliski Wschód (do Palestyny) i tam przeczekał z żoną Adą wojnę. Później wrócił do Krakowa, przygotował pierwszą wystawę swoich prac. Niestety krytycy niepochlebnie ocenili jego twórczość. To spowodowało, że wyjechał do Szklarskiej Poręby za namową Jana Sztaudyngera (fraszkopisarza). Zamieszkał w domu zwanym dzisiaj Wlastimilówką. Gdy przyjechał do naszego miasta, był już w dojrzałym wieku, musiał zarobić na utrzymanie domu malowaniem portretów. Nie miał pieniędzy. Gdy zachorował, zapłacił lekarzowi obrazem. Jego dom odwiedzało wiele osób. Malarz lubił portretować mieszkańców Szklarskiej Poręby. Miał dwie ulubione modelki. Jedną z nich była Pani Janina Gerczak, która w zeszłym roku otrzymała tytuł najaktywniejszej Seniorki w Powiecie Karkonoskim i nagrodę od Starosty Jeleniogórskiego. Pan Krzysztof Tecza również dostał takie wyróżnienie, a nagrodą był pobyt w SPA, z czego nasz przewodnik skorzysta dopiero w marcu 2025 roku. Drugą modelką Wlastimila Hofmana była Pani Krystyna Trylańska-Maćkówka, przewodnik sudecki z 60-letnim stażem pracy. Na początku była kaowcem w Fuduszu Wczasów Pracowniczych. Wojciech Młynarski, poeta i wykonawca piosenki autorskiej, napisał piosenkę ,,Jesteśmy na wczasach" po spotkaniu z Panią Krystyną.
Wlastimil Hofman w 1905 roku namalował obraz pt. ,,Spowiedź". Wystawił go w warszawskiej ,,Zachęcie" do konkursu. Dzieło otrzymało wyróżnienie, ale też wywołało falę krytyki, zwłaszcza ze strony kościoła, ponieważ w konfesjonale znajduje się Jezus zamiast księdza. Jeden z biskupów, który kolekcjonował obrazy, kupił od Wlastimila to dzieło. Umieścił je w magazynie i nie wystawiał. Malarza to zdenerwowało i namalował sporo obrazów pt. ,,Spowiedź". Wszystko było to samo, zmieniał się tylko model spowiadającego się. Zdarzyła się po jakimś czasie dziwna sytuacja. Biskup zapisał swoje zbiory dla warszawskiej ,,Zachęty", wtedy odkryto obraz Wlastimila Hofmana, który ujrzał już światło dzienne. Wszyscy zachwycili się nim, autor zaczął otrzymywać duże pieniądze za swoje obrazy. Mógł wybudować za nie duży dom w Krakowie, który opuścił po wybuchu wojny. W Paryżu poznał swoją przyszłą żonę, Adę. Od 1920 roku aż do śmierci żony byli razem. Wlastimil Hofman miał nietypowe jak na malarza hobby. Był kibicem piłakarskim. Jeździł ze swoją ukochaną drużyną ,,Wisła Kraków" na mecze piłki nożnej. W 1926 roku drużyna ta doszła do finału Pucharu Polski, ale przegrywała w pierwszej połowie rozgrywanego meczu. Wówczas Wlastimil Hofman poszedł porozmawiać z piłkarzami, podniósl ich na duchu i wygrali z rywalem, odnosząc po raz pierwszy wielki sukces. Piłkarze uczynili Wlastimila Hofmana honorowym członkiem swojego klubu, a kiedy kończył 80 lat, odwiedzili go we Wlastimilówce, przekazali mu życzenia i pamiątkowy proporczyk swojej drużyny.
W następnym pomieszczeniu obejrzeliśmy pracownię artysty. Tu się zachowały tubki z farbami, paleta malarska, pędzle, obracane krzesło dla modela i trzyskrzydłowe lustro pozwalające mu malować swoje autoportrety. Zobaczyliśmy na obrazach Jacka Malczewskiego, namalowanego przez Wlastimila Hofmana i szklarskoporębskiego twórcę w wykonaniu Jacka Malczewskiego. Pan Krzysztof Tęcza zwrócił naszą uwagę na trypyk, po prawej stronie jest portret malarza, po lewej portret Ady, a w środku jest Kasia, gosposia Hofmanów. Pani Ada bardzo kochała swojego męża. Gdy miał napady boleści po przebytej malarii, potrafiła udać się pieszo na Śnieżkę i odebrać od siostry mieszkającej w Czechach odpowiednie lekarstwa. Nie było to łatwe. Najpierw musiała zdobyć od starosty pozwolenie na wejście turystyczne na Śnieżkę. Przez osiem godzin szła z Karpacza na Śnieżkę. Miała wtedy 68 lat.
Na koniec serdecznie podziękowaliśmy Panu Krzysztofowi Tęczy za oprowadzenie nas po muzeum i wyczerpujące informacje o artystach tworzących kiedyś w Szklarskiej Porębie. Chwilę posłuchaliśmy jeszcze gry na fortepianie w wykonaniu Oliwii Kapuckiej z klasy VIII a. Do szkoły wracaliśmy usatysfakcjonowani.